poniedziałek, 24 lipca 2017

co ma wspólnego praca na infolinii z podróżowaniem, hiszpania

Właściwie to nic, ale pozwala mi opłacić podróże, czyli wszystko. Niestety, podróże są drogie, a nie wszyscy znajdują pracę, która pozwala być cały czas w podróży. Dlatego pracuję - jadę i tak w kółko. Gdy byłam jeszcze na studiach, pracowałam w barach i restauracjach. Tym razem, przez siedem miesięcy siedziałam na telefonie dla znanej firmy związanej z modą. I każdy dzień pracy przynosił parę przykładów ludzi, przez których jak najchętniej wsiadłabym w samolot i jechała w siną dal, najlepiej tam gdzie nie ma ludzi ani zasięgu. 

Dzisiaj mało podróżniczy post, bo chciałabym podzielić się właśnie paroma przykładami spraw z klientami, jakimi te siedem miesięcy zaowocowały, a raczej radami. Ku przestrodze.

#1 Nie przeklinaj. Tak, zdarza się, że konsultant zostaje nazwany "głupią c*pą", bo działa zgodnie z regulaminem. Nie ważne jak bardzo jesteś wkurzony, im bardziej krzyczysz i przeklinasz, tym mniej mamy ochotę pomóc. I jeśli tak bardzo chcesz się popisać przed sobą, że nazwałeś konsultanta w nieuprzejmy sposób, miej na uwadze, że się rozłączymy. I nic nie załatwisz, dopóki się nie uspokoisz.

#2 Nie kłam. Wszystkie rozmowy są zapisywane, więc daruj sobie wymyślanie historii, że nikt do ciebie nie oddzwonił, że zostało ci obiecane coś, czego nie możemy zrobić. I tak to znajdziemy.

#3 Nie denerwuj się. Rozumiem, zdarzają się sytuacje, że masz powód. Bywało tak, że sama nie mogłam uwierzyć w to, że twoje zamówienie nie dotarło do ciebie przez miesiąc. Wszystko da się załatwić na spokojnie. Pamiętaj, że media społecznościowe mają potężną moc, a wszystkie firmy dbają o swój wizerunek.

#4 Oddzwonimy. Jak obiecujemy, to tak zrobimy. Czasem to trochę trwa. Ale dzwonienie co godzinę nic nie daje, bo automatycznie twoja sprawa jest przesuwana na koniec kolejki. 

#5 Nie dzwoń z pierdołami. Naprawdę wszystkie informacje są na stronach internetowych. Te pięć minut, które tracisz na znalezieniu numeru na infolinię, możesz spędzić na szukaniu interesującej cię informacji. 

#6 Nie groź. "Już więcej nie kupię w waszym sklepie!". Ohnie, złamałeś mi serce.

#7 Z cudami zwróć się do kościoła. Jak się nie da, to się nie da, cudotwórcami nie jesteśmy. Komputer nie daje ci przejść do kolejnego kroku zamówienia? To problem twojego komputera, nie strony. Usuń historię przeglądania, ciasteczka i nie zawracaj gitary.

#8 Daruj sobie hasło "płacę - wymagam". Termin dostarczenia zamówienia jest dość umowny i traktowałabym go raczej jako wskazówkę. Jeśli jest śnieżyca, a ty siedzisz w domu z herbatką przy kominku, nie wymagaj, że kurier będzie odgarniał sobie drogę do twojego domu łopatą, bo ty musisz to dostać przed sobotą. Jak ja uwielbiałam ludzi dzwoniących, ponieważ w czwartek zamówili ciuszek na sobotę na ślub. Więcej organizacji z twojej strony też nic nie zaszkodzi. 

#9 Uśmiechnij się. Nie, nie jesteś w ukrytej kamerze. Ale pamiętaj, że na wesoło przyjemniej załatwi się wszystko - i mnie, i tobie. 

Każdy konsultant pamięta swojego pierwszego histerycznego klienta. Ja pamiętam panią, która płakała do słuchawki, bo nie zdążyła kupić swetra na wyprzedaży. Pana, który zgubił paragon wymagany do zrobienia zwrotu, podobno nawet na mnie naskarżył, bo nie wysłałam mu kopii (nie posiadamy jakichkolwiek kopii, jeśli zakup jest w sklepie fizycznym), ależ on krzyczał. Pana, który obraził się, bo nie otwarliśmy dla niego zegarmistrza w sklepie. Zdarzają się też fajni klienci - mnie przychodzi na myśl tylko starsza pani, z którą wisiałam na słuchawce dobre pół godziny, tłumacząc jej jak zrobić zakup online, a przede wszystkim jej radość, gdy udało jej się złożyć to zamówienie.

Nie jest to praca marzeń, ale mnie pomogła spełnić moje marzenie o Patagonii. Nauczyła mnie też rozmawiania z ludźmi i chyba byciem bardziej otwartą. A także wyłączania się podczas słuchania bzdur (bardzo użyteczne, gorzej, gdy potem następowało pytanie). 

Podsumowując, kiedyś trafiłam na bardzo dobry komentarz na temat krzykliwych i histerycznych klientów. Gdy następnym razem będziecie dzwonić na infolinię, pamiętajcie, że traktując konsultantów źle, stajecie się w momencie żartem między nami. To o was opowiadamy naszym znajomym i rodzinie zmieniając głos i przedrzeźniając. Naprawdę chcesz być tym kimś?

poniedziałek, 10 lipca 2017

imiona hiszpańskie, hiszpania

Anegdota z mojego dzieciństwa: mama chciała mnie nazwać Carmen, ale że imię nie kończyło się na -a to nie mogła tego zrobić. Cały czas się z tego śmiałam, że za dużo seriali się naoglądała, że miałabym ciężko w szkole, że wszyscy by się ze mnie śmiali. Śmiałam się do momentu, gdy za granicą zaczęli próbować wypowiedzieć moje imię. Tyle wersji Małgorzaty ile się nasłuchałam pozwoliłyby mi napisać książkę. Drugie tom mogłabym poświęcić krótszemu Gosia. Ile ja bym teraz dała, żeby nazywać się Carmen!

Jako, że modne jest nadawanie teraz imion zagranicznych dzieciom, podsunę wam parę pomysłów prosto z Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej. Z bardziej oklepanych imion mamy oczywiście Jose, Juan, Alvaro, Maria czy oczywiście Enrique. Te imiona znamy, bo codziennie słuchamy ich piosenek w radiu. Celem dzisiejszego postu jest przedstawienie imion dziwniejszych, rzadziej spotykanych oraz moich ulubionych.

Męskie:

  • Adolfo. Hiszpanie traktują to imię zupełnie bez podtekstów. 
  • Jesus, wbrew pozorom wcale nie tak rzadkie imię. Mam do niego mieszane uczucie, trochę jednak dziwnie bym się czuła umawiając się z takim Jezusem.
  • Modesto, nie znam nikogo o tym imieniu, ale obiło mi się kiedyś o uszy, oznacza skromny. 
  • Domingo. Nie wiem dlaczego nazywać swoje dziecko niedziela. Ale można.
  • Bienvenido. Początkujący z językiem hiszpańskim na pewno kojarzą słówko, często spotykane na... lotniskach. Oznacza dobrze przyjęty, ale również witamy.
  • Delfin. Wersja żeńska jeszcze do zniesienia. Delfin był niegdyś kojarzony z Chrystusem i dlatego uznano, że jest to dobry wybór na imię.

Żeńskie:


  • Africa, dużo tłumaczenia nie trzeba. W Hiszpanii można nosić imię jak cały kontynent.
  • Mercedes. Nie, nie po aucie. Pochodzi z łaciny, oznacza przebaczenie.
  • Dolores - dosłownie oznacza bóle. Chodzi o siedem bóli Matki Boskiej.
  • Covadonga, brzmi egzotycznie, ale pochodzi od łacińskiej jaskini panny. 
  • Piedad, jak większość imion również pochodzenia religijnego, oznacza pobożność. Znacznie wolę skrót Pia.
  • Encarnación, przyznam, że nie znoszę tego imienia szczerze, bo za bardzo mi się z mięsem kojarzy (carne - mięso), po polsku inkarnacja.
  • Rosario - bardzo popularne. Dosłownie oznacza różaniec.
  • Eeeeee, Macarena! Imię pochodzi z Andaluzji, prawdopodobnie od nazwy jednej z bram.
  • Iva, imię całkiem przyjemne, ale po hiszpańsku oznacza podatek.
  • Zdecydowanie moje ulubione - Inmaculada Concepción, oraz jego warianty - Inma, Concha. Oznacza niepokalane poczęcie. To chyba bym już wolała randkę z Jezusem.

Mam za to parę ulubionych imion, dla dziewczyny jest to zdecydowanie Amaya, a drugie Damaris. Z męskich zawsze urzeka mnie nasz Piotrek, czyli Pedro, i Jorge, zwłaszcza wymawiane z katalońskim akcentem. 

W Hiszpanii bardzo często przedstawiam się Rosa - czyli Róża. Nie żebym chciała, ale gdy mówię Gosia, a tak zazwyczaj się przedstawiam, Hiszpanie słyszą właśnie Rosa. Po paru razach po prostu się poddałam. Choć nie uważam, żeby to imię w jakikolwiek sposób do mnie pasowało.