niedziela, 26 lipca 2015

yosemite, stany zjednoczone

Yosemite to rozległy park narodowy we wschodniej Kalifornii. Jest znany z dwóch rzeczy. Jedną jest to, że jest to raj dla wspinaczy, a dla prostych turystów to po prostu widokowy raj. A drugą jest ilość ukrytych tam zwłok, bo to jedno z najlepszych miejsc, jeśli chcemy pozbyć się ciała. A przynajmniej tak mówili w jakimś programie. Ciał nie znalazłam żadnych, za to wspinaczy napotkałam paru. 



Jeśli planujecie zwiedzać parki to polecam kupno karty na wejścia do większości parków, bo tak z osobna to kosztuje po około 20$ wejście do każdego. Jeśli nie wybieracie się na wspinaczkę, to jeden dzień wystarczy tu spędzić.




poniedziałek, 20 lipca 2015

grand canyon, stany zjednoczone

Do tego cudu natury możemy się wybrać z Las Vegas wycieczką. W zależności od zasobności portfela polecam dużo skromniejszy South Rim, gdy mamy ochotę na spacerki, a przy tym nie mamy ochoty wydawać fortuny, albo West Rim, gdzie z wielkim rozmachem możemy wejść na Skywalk, czyli mostek z przeźroczystą podłogą i spojrzeć w dół na samo dno. Albo wsiąść do helikoptera i zanurkować w odmęty kanionu. Którąkolwiek część kanionu wybierzemy gwarantuję, że widoki zaprą nam dech w piersi (dosłownie dla tych z lękiem wysokości). 


Co więcej, każde zdjęcie wyjdzie nam cudownie. Na potrzeby jednego zdjęcia zeszłam trochę w dół, a następnie na jedną ze skał, które mocno wystają ponad krawędzie kanionu. Końcówkę pokonałam już na klęczkach, bo nogi drżały mi tak, że byłam pewna, że spadnę. Właśnie na spacerze w południowej części kanionu możemy takie głupoty robić, bo nie ma żadnych barierek (oprócz na "tarasie widokowym"). 



wtorek, 14 lipca 2015

las vegas, stany zjednoczone

Było o prawdziwym mieście na pokaz, to teraz będzie o mieście na pokaz. Las Vegas jest najbardziej sztucznym tworem jaki udało mi się zobaczyć we wszystkich moich podróżach. Hołduje najniższym potrzebom ludzi, przez co poniekąd jest również najbardziej prawdziwe. Czyli coś zupełnie odwrotnego niż Nowy Jork. Sztuczne miasto, ale do cna prawdziwe. I ja odnalazłam się tam bardzo szybko. 
Zgubić się też nie ma łatwo, bo jedna ulica, która idzie prosto jak w mordę strzelił bez zawijasów i niepotrzebnych zakrętów, Jasne, są tam mniejsze uliczki, ale kto by się tam zagłębiał w nie i schodził ze Stripu (nazwa tej głównej ulicy). Strip, a właściwie Las Vegas Blvd., ma wszystko czego potrzebujesz. 



Kolory mienią się prawdziwym złotem. Sklepy, sklepiki, bary, kluby, night kluby, striptiz, prostytutki ekskluzywne i te mniej, no i... kasyna! Wstyd przyznać, ale nie zagrałam. Na małych maszynach miałam okazję zagrać dopiero rok później i to w innym mieście, również znanym jako mniejsza stolica hazardu, ale o tym będzie we właściwym czasie. W pokera, czy inne bardziej skomplikowane gry nawet nie próbowałam. W Stanach każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kto był w Las Vegas i wygrał dużą kasę, by zaraz potem ją stracić, chcąc wygrać jeszcze więcej. No cóż, poker daje, poker zabiera. 
Las Vegas jest drogie. Bardzo drogie. Za to hotele są stosunkowo tanie. Dlaczego? Hotel jest połączony z kasynem i jest tylko dodatkiem do niego. Bo na nocleg wydamy 40$, ale w kasynie, no cóż, znacznie więcej. Ja mieszkałam w zamku. Dosłownie. Zamek nie przypominał tych naszych historycznych budowli, ale raczej zabawkę dla dzieci. Widok z hotelu był oczywiście na inne hotele. Wśród różnorodności znajdziemy tu Paryż z wcale nie taką małą wieżą Eiffle'a, Flamingo, MGM, Pałac Cezara, no i oczywiście Nowy Jork! Hotel jest tak zbudowany, że odzwierciedla skyline Manhattanu, znajduje się tam również kolejka górska, którą można się przejechać za 25$ (na pierwszym zdjęciu).

 Nie mogło zabraknąć również amerykańskiej flagi. 


Na Stripie znajdziemy również Goretorium. Jeśli ktoś jest wielkim fanem Eli Rotha, który występuje co jakiś czas w filmach Quentina Tarantino ("Bękarty Wojny"), ale również nakręcił parę swoich filmów, z których najbardziej znany to "Hostel", to Goretorium to jest własnie jego dom strachu. Turyści robią sobie zdjęcia na krześle elektrycznym wystawionym trochę pod publiczkę tuż przed wejściem (ok, ja też mam...). Największe zaskoczenie jest, gdy pewni siebie siadamy na krześle i łup! prądem po rękach.


Piękno nie ma znaczenia w Las Vegas. Liczy się kasa. Największym zaskoczeniem dla mnie było spotkanie starszych pań rozdających ulotki klubów ze striptizem. Starość promująca młodość. 

Las Vegas to tłok i motłoch. Turyści na każdym kroku. Ale ludzie tam też mieszkają. W duchocie i wilgoci, bo pogoda jest nieznośna. W każdy jeden dzień widzą te same historie ludzi, którzy z bogatych stali się biednymi i na odwrót. Ludzi, którym się nie udało, którzy gonią za tym, żeby zaspokoić swoje najniższe żądze. Chciałabym wiedzieć, co mieszkańcy myślą na temat ludzkości.

czwartek, 9 lipca 2015

nowy jork, stany zjednoczone

Któż nie marzy by zwiedzić to miasto, które wyrosło na legendę? Zazwyczaj jest to pierwsze miejsce, gdzie przybywają tłumy turystów z Polski i z całego świata. I prawdą jest, że to miejsce albo się kocha, albo nienawidzi.
Ja nienawidzę. 


Po pierwszej wizycie w tym miejscu postanowiłam nigdy do niego nie wracać. Obecnie jestem trzeci raz w Stanach i nawet loty ustawiam sobie tak, żeby omijać Nowy Jork z daleko i nie mieć w nim nawet przesiadek. Nie odnajduję tu atmosfery sprzyjającej artystom, inspiracji, a wręcz przeciwnie odrzuca mnie nijakość tego miejsca. Jak dla mnie to jedyne miejsce, gdzie przy tak wielkiej liczbie różnych mniejszości, nie znaleziono wspólnego podłoża. Tu jakby przechodziło się z jednej enklawy do drugiej, tyle, że w każdej witają cię tak samo wrogo i nieprzyjaźnie. Być może to jest ich wspólne podłoże. 


Jak dla mnie Nowy Jork wcale nie jest taki jak z filmów, owszem budynki te same, ale coś jakby nie gra. To prawdziwe miasto, a tak bardzo sztuczne i na pokaz.


Ale po kolei, do Nowego Jorku dostaniemy się na jedno z trzech lotnisk. Jest lotnisko JFK (centrum), La Guardia (Queens, nieco daleko) oraz lotnisko w Newark (New Jersey, daleko w cholerę). Obecnie często możemy znaleźć promocje na loty, na przykład na stronie fly4freeNowy Jork to pięć okręgów, czyli Manhattan, Queens, Brooklyn, Bronx i Staten Island. Pierwszym punktem do zwiedzenia jest oczywiście Empire State Building. Wjazd na najwyższe piętro kosztuje 50$. Jesteś turystą? Płać! Ale co zrobić, jeśli finanse nam na to nie pozwalają? Połowę z tego zapłacimy wjeżdżając na  budynek Rockefeller, widoki prawie te same, a być może nawet lepsze, bo mamy budynek Empire State na zdjęciach. Tutaj zdjęcie z dołu.


Do Statuy Wolności popłyniemy za około 20$ wodną taksówką. Tam możemy spędzić cały dzień, bo nie ma określonego czasu ważności biletu. Ale na wysepce nie ma za bardzo co robić i po godzinie, dwóch, jeśli nie wzięliśmy rodziny, koca i kosza z jedzeniem i nie zamierzamy piknikować pod symbolem miasta, to mamy dosyć. Z wyspy zrobimy zdjęcia typu skyline Manhattanu. 



W miejscu WTC stoi obecnie wieża wolności (Freedom Tower), a tuż obok Muzeum 9/11. Spacerkiem możemy przejść się do Wall Street, gdzie nie ma nic, oprócz większej ilości budynków i jeszcze więcej rozeźlonych panów w garniturach. Podjechać możemy do Central Parku metrem. Trzeba pamiętać, że aby poruszać się po mieście należy zakupić kartę i ładować ją, bo inaczej nigdzie nie pojedziemy. A że na piechotę nie da się wszystkiego zwiedzić, to trzeba sobie takie coś wpisać w listę wydatków. Metro, które w zależności od dzielnicy jest podziemne albo nadziemne, dojeżdża wszędzie. Należy pamiętać jednak, że ułatwienia dla niepełnosprawnych, a przy czym również dla turystów z wielkimi bagażami znajdują się tylko na większych stacjach na Manhattanie, potem... radźcie sobie sami. Central Park to miejsce pełne zakamarków i zieleni. Bardzo ładne, urokliwe i chyba jedyne, które bardzo mi się podobało. Co rusz, pełno jest sportowców, natkniemy się na różne festiwale, odnajdziemy rzeźby, jak na przykład pomnik króla polskiego Władysława II Jagiełły, ufundowany przez amerykańską Polonię. Znajdziemy tu również mozaikę 'Imagine', która znajduję się przy polach truskawkowych (Strawberry Fields).



W Nowym Jorku znajduje się tysiące miejsc, które warto odwiedzić (galerie, wystawy, itd.), jest tysiące rzeczy, które można robić. Wiadomo, że jeśli nie jedziemy tam na pół roku, to nie uda nam się "zaliczyć" całej listy. Tu Grand Central oraz nowojorska biblioteka publiczna.



Mam znajomego, który jeździ tylko do Nowego Jorku i nic innego w  ogromnych i różnorodnych Stanach nie zwiedził i nawet nie chce. NY w zupełności mu wystarczy. Ze mną jest zupełnie na odwrót. Chcę zwiedzić całą resztę, a to, co zobaczyłam w NY w zupełności mi wystarczy.

czwartek, 2 lipca 2015

niagara, stany zjednoczone

Jeśli kiedyś zwiedzaliście jakieś miejsce, wymarzone, upragnione od dłuższego czasu, a przy tym było ono słynne, znane z jakiegoś filmu czy reklam i mieliście to uczucie zawodu, że to jednak nie jest to na co liczyliście, to tak właśnie jest z wodospadami Niagara. Są duże, piękne i jak zawsze, natura broni się sama, ale... no właśnie, podczas gdy wodospady w brazylijskim Foz de Iguacu można oglądać z naturalnych tarasów widokowych (oprócz dwóch miejsc) przy minimalnej interwencji człowieka, to Niagara jest już całkowicie pod kontrolą człowieka. Jadąc tam spodziewałam się dzikiej natury, małych ścieżek, przemykających gdzieś tam w pobliżu wielkiej wody, w sumie, tak jak jest to pokazane na filmach. A tu dwa ogromne miasta, jedno amerykańskie, drugie kanadyjskie, których nijak nie da się przeoczyć, albo przynajmniej zatuszować.


Niagarę możemy zwiedzić od strony amerykańskiej, gdzie znajduje się wielka winda w dół, oraz od strony kanadyjskiej, która podobno jest ładniejsza. Jeśli chcecie zwiedzić obie, trzeba pamiętać, że do Stanów Zjednoczonych bez wizy nijak nie wjedziemy, natomiast na terytorium Kanady już tak, ale tylko na paszporcie wydanym po 2006 roku. Wycieczkę możemy również wykupić w jednym z wielu biur podróży. Rejs stateczkiem pod wodospad również możemy załatwić na miejscu po wystaniu długiego czasu w ogromnej kolejce. Dostaniemy pelerynkę, żeby fryzury się nie zniszczyły i selfie dobrze wyszło.