sobota, 5 września 2015

chicago, stany zjednoczone

Chicago to jedno z najbardziej polskich miast w Stanach, a także jedno z moich najbardziej ulubionych. Jako, że omijam Nowy Jork z daleka, to ląduje zawsze tutaj, i co uważam za urocze, na lotnisku można porozumieć się w języku polskim. Łatwo wszędzie dojechać dzięki kolejkom nadziemnym i podziemnym, na które musimy mieć kartę, którą można kupić w pobliżu stacji, a na samej stacji doładować ją i dostać mapę. Na lotnisko również dostaniemy się taką kolejką, niebieską linią. W Chicago jest mnóstwo rzeczy do pozwiedzania, więc zaplanujcie dłuższy pobyt. 


Taki oto cudowny skyline zrobimy i zobaczymy z Navy Pier, na który dostaniemy się za darmo (jak odmiennie od NY). Tu akurat tuż przed burzą (to moje szczęście do burz). Rzecz, którą absolutnie trzeba zrobić to wjechać na Willis Tower, która wcześniej nazywała się Sears Tower. Jest to bodajże 105 piętro z przeszklonymi tarasami widokowymi, z których spojrzymy pół kilometra w dół. Tak, 500 metrów w dół, na co też się odważyłam. Zawrót głowy murowany. Wjazd kosztuje 25$.


Następny punkt, który leży bardzo blisko to park Granta, w której znajdziemy Bąbla, czyli The Bubble. Bąbel jest niesamowicie fotogeniczny, a co więcej wychodzą w nim cudowne selfie :) Odbija się w nim również skyline Chicago. 


W parku najlepiej zrobić sobie piknik i zjeść bajgla na słono lub słodko. Jak dla mnie obie opcje są przepyszne. Najlepsza opcja: pszenny bajgiel z jagodowym cream cheese (to jest coś jak nasz twaróg, ale nie do końca!). Do tego Arizona Tea o smaku mango i taki widok. Magia.


Chicago to miasto Al Capona. Specjalnie pojechałam do jego baru, który znajduje się bardzo daleko od centrum. I o tej porze dnia jest zamknięty. Warto podjechać wieczorem, mimo, że dzielnica nie za bezpieczna, to ciekawa. Podobno w Chicago warto nosić 10$ w kieszeni na wypadek, gdyby nas ktoś okradł. Zamiast dawać cały portfel, to szybko wyjąć banknot. Czemu tak mało? Bo zazwyczaj są to ćpuni albo pijacy. 


Chicago jest bardzo fajnie opisane w książce Waldemara Łysiaka "Asfaltowy Saloon". Są to wspomnienia autora z podróży w roku 1977. Trochę może przedawnione wspomnienia, ale za to opisane w zabawny sposób. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz