poniedziałek, 7 marca 2016

katowice, polska

Rzadko widuje się turystów w Katowicach, raczej są to podróżni w przesiadce z Krakowa do Wrocławia, albo jadący gdzieś dalej. A jest to miasto, które ma coraz więcej do zaoferowania, również w wymiarze turystycznym. Zaplecze gastronomiczne rozwija się w zaskakująco szybkim tempie, niestety, głównie w kierunku cudownie-zdrowych hamburgerów albo nowoczesnych zapiekanek. Ale są też knajpy, do których warto zawitać. 
Moje top 3 to:

  1. Dubai Food. Mało kto o tym miejscu słyszał, a jeśli słyszał to kojarzy głównie budkę kebaba na ulicy Katowickiej (za Spodkiem). A tuż obok znajduje się restauracja z jedzeniem arabskim. Nie mogę potwierdzić autentyczności tego jedzenia, bo nie stołowałam się w żadnym kraju arabskim, więc specjalistą nie jestem. Autentyczne czy nie, jedzenie jest przepyszne. I tanie. Za około trzydzieści złotych najemy się jeszcze na następny dzień. A przede wszystkim poczujemy się ugoszczeni w ten słynny arabski sposób. Do zamówionego dania dostajemy herbatę oraz deser, w moim przypadku był to różany kisiel, za darmo. Obsługa jest pomocna, więc jeśli macie problem ze zrozumieniem co właściwie zamawiacie, to na pewno pomogą. Ale polecam wybierać w ciemno. 
  2. Bob. Mieści się na ulicy Chopina. Tutaj najemy się bardzo tanio, porcje są słuszne, ale chyba mają nowego kucharza, bo troszkę jakość poszła w dół. Warto i tak tam iść ze względu na klimat, trochę przyciemnione pomieszczenia, ceglany mur, dziwne rzeczy wiszące na ścianach. Ja to miejsce darzę sentymentem i bardzo polecam.
  3. Namaste. Nazwa trochę myląca, bo nie jest to żadna restauracja z jedzeniem hindi, ale klub podróżniczy. Oprócz ciekawego wyboru piwa, i przekąsek, które możemy zamówić, w każde niedziele, poniedziałki i wtorki odbywają się tu zloty podróżników. Zawsze jest prezentacja najbardziej odległych zakątków świata lub szalonych podróży. Atmosfera super, ale trzeba przybyć długo przed godziną rozpoczęcia prezentacji, bo potem nie znajdziemy już miejsca. Nawet stojącego. Znajduje się na ulicy Sobieskiego.
ulica Mariacka

Słynna ulica Mariacka to styl życia. Od samego początku ulicy mamy knajpy, bary, restauracje czy kluby. Przeróżne. Idąc Mariacką możemy popełnić przynajmniej cztery z siedmiu grzechów głównych. Ale nie trzeba obawiać się smażenia się w piekle, ponieważ oto, na samym końcu ulicy stoi kościół, gdzie wszystkie nasze grzechy mogą zostać odpuszczone. A na poważnie, to jest jedna z najmodniejszych ulic w Katowicach, dużo się tu dzieje, rozrywka jest skupiona w jednym miejscu, a chodnik wyrównany, więc śmiało można chodzić w szpilkach. W piątki i soboty to miejsce tętni życiem, ale nawet w poniedziałki i w niedzielę spotkamy tu dużo ludzi. Polecam bar Chupito (hiszp. - szot), gdzie napijemy się różnych wymyślnych szotów. Fanką szotów nie jestem, ale nawet ja czasem tu zaglądam, żeby takiego szota wypić. 

pomnik Powstańców Śląskich

Katowice są w remoncie już od paru ładnych lat. Nowoczesność łączy się z klasyką w ciekawy sposób. Koło Spodka, areny, gdzie urządza się koncerty, mecze i inne widowiska, a który wygląda jak statek kosmiczny oraz pomnika Powstańców Śląskich, czyli trzech ogromnych skrzydeł, znajduje się rondo, gdzie zostało wybudowane oszklone pomieszczenie z barem i księgarnią. Kiedyś był tu również klub, ale zainteresowanie nim spadło, gdy wszyscy młodzi ruszyli szturmem na Mariacką. Obecnie remontowany jest rynek, a to co już widać jest piękne. Nie mogę doczekać się lata, żeby usiąść na drewnianych leżakach nad fontanną, która imituje rzekę. Po raz pierwszy od parunastu lat, mamy lodowisko na rynku, a także targ świąteczny, który wcale nie jest gorszy od tego krakowskiego. W te święta pięknie oświetlony. Moim zdaniem najbardziej klimatyczne jest miejsce po zburzonej kamienicy tuż za przystankiem tramwajowym, które niektórzy nazywają złośliwie katowicką Wenecją, z powodu kawałka odkrytej Rawy, rzeki, która przepływa przez ten kawałek śląskiej ziemi. Rawa od wielu lat jest zanieczyszczona, a władze województwa poradziły sobie z problemem zakrywając ją.


Tuż obok Spodka wybudowane zostało Centrum Kongresowe, którym cieszą się i zwykli obywatele i architekci. Na wszystkich robi wrażenie zarówno w dzień, jak i w nocy.



Katowice cieszą nie tylko centrum, ale także swoimi dzielnicami. Panewniki ze swoją bazyliką, którą warto odwiedzić na święta ze względu na najwyższą szopkę w Europie, oraz ruchomą i żywą szopkę. Giszowiec, Murcki czy Nikiszowiec, która jest moją ulubioną dzielnicą. Dojazd trudny nie jest, bo jednym autobusem z dworca. Jest to jedna z najstarszych dzielnic Katowic. Dawniej zamieszkiwana przez górników i ich rodziny, dziś odradza się znów do życia. Gdyby spojrzeć z góry na Nikiszowiec to plan dzielnicy przypomina małą Barcelonę, jest starannie zaprojektowana, wszystko jest równe i przemyślane. I te urocze kamienice z czerwonej cegły. Na Nikiszowcu zdecydowanie polecam Cafe Bifyj, gdzie możemy sobie podnieść trochę poziom cukru, ale obawiam się, że na jednym ciastku się nie skończy, bo wyglądają one pięknie. I tak smakują! Latem możemy usiąść sobie przed kawiarnią na leżakach i odpoczywać.




Gdy wysiądziemy z autobusu witają nas słynne róże namalowane na jednej z kamienic Nikiszowca. 


Do zobaczenia w Katowicach!

Dziękuję za zdjęcia, które zostały wykonane przez turystkę w Katowicach - Martę (ze Szczecina). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz