poniedziałek, 28 marca 2016

walencja, hiszpania

Wiem, że post o Walencji już był (dla przypomnienia). Ostatnio udało mi się odwiedzić Walencję jeszcze raz. W lutym, 22 stopnie na plusie. Raj. Raczej nie byłam nastawiona na zwiedzanie, bo wydawało mi się, że większość zwiedziłam (na pewno nie wszystko, bo wszystkiego się nie da), a na odwiedzanie znajomych. I dwójka z nich wzięła mnie na dwie różne przygody. Jedną kulinarną, jedną pogodową. 

miasto sztuki i nauki nocą

miasto sztuki i nauki nocą

Najpierw o kulinariach. Koleżanka, która mieszka w Walencji pochodzi z Meksyku. To dzięki niej nie płaczę nad curry czy ostrym burrito, a także polewam mango ostrym sosem. Zabrała mnie tradycyjnie do meksykańskiej knajpy. I tak jak za poprzednie doświadczenia kulinarne jestem wdzięczna, tak co do tego mam wątpliwości. Pijemy sobie spokojnie drinki, gdy podchodzi kelner z miseczką. Myślałam, że skoro jesteśmy tradycyjnie w Hiszpanii to jest to miseczka oliwek lub orzeszków, które dostaje się na koszt firmy. Trochę niemrawo mi się zrobiło, gdy spojrzałam wewnątrz miseczki, a tam, zamiast zielonych oliwek, patrzy na mnie jeszcze bardziej niemrawy świerszcz. Na widok mojej miny, wszyscy wybuchnęli śmiechem i rzucili się, by tłumaczyć, że w Meksyku to przysmak i muszę spróbować. Nie musieli dodawać, że odmowa nie wchodzi w grę, ponieważ naruszyłabym święte zasady gościnności. No to raz się żyje! Chwyciłam świerszcza za odstającą nóżkę, potaplałam w przyprawie i chlup do buzi. Nie wiem, czy można smakowo to do czegoś porównać, ale jedyne co przyszło mi na myśl to chipsy o smaku grillowanych warzyw, a więc wcale nie tak źle! Trochę chrupiące, choć żeby przełknąć musiałam popić, bo przypomniałam sobie co właśnie gryzę i za nic nie chciało przejść przez gardło. 

om nom nom

Drugi znajomy zabrał mnie natomiast nad jezioro do parku naturalnego, który od miasta znajduje się niedaleko, bo 15 minut (wydaje się dalej) i do niego należy. Można dojechać też autobusem za niecałe 8 złotych. La Albufera, bo tak nazywa się jezioro, jest największych takim zbiornikiem wodnym, który znajduje się tuż obok morza. Dlaczego było to doświadczenie pogodowe? Przy dwudziestu stopniach na plusie, wiało tak, że ciężko było oddychać, a moje włosy robiły co chciały. Przyłożyliście sobie kiedyś działającą suszarkę do ust? To właśnie tak się czułam. Ale widoki były niesamowite (skutkiem czego jest ilość fotek). Tuż obok jeziora jest pełno pól ryżowych, które muszą wyglądać niesamowicie podczas okresu sadzenia i rozkwitu. Pech chciał, że nie trafiłam na żaden z nich. 










rybka na obiad?




pradawne stworzenia Walencji



Celem wizyty nad jeziorem było obejrzenie zachodu słońca, który podobno zapiera dech w piersi. Podobno, bo słońce schowało się za chmurami i nie zobaczyłam nic. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz