poniedziałek, 1 sierpnia 2016

praga, czechy

Trzy razy zwiedzałam Pragę i dalej nie mogę stwierdzić czy lubię to miasto. Z jednej strony świetne wspomnienia, imprezy, zdjęcia, a z drugiej, coś mi tam nie gra. 

Od zabytków głowa boli, a w Pradze można spędzić przynajmniej dwa dni chodząc wyłącznie po kościołach, pałacach i zamkach. Przyjmuję wyzwanie, i wchodzę nawet do kościołów, gdzie no cóż, wszystko piękne, zadbane i ogólnie zbyt symetryczne.




Praga ma jednak to co lubię najbardziej - wzgórze w środku miasta, skąd można obejrzeć przepiękną panoramę. A ta wdzięczy się do turysty czerwonymi dachami. Co więcej, miasto jest pełne mały, ciasnych uliczek, gdzie pomimo tłumu turystów, zawsze można znaleźć miejsce dla siebie.




Co ja najbardziej pamiętam z Pragi? Brudną Wełtawę i przewodnika upalonego bardziej niż Bob Marley, który oprowadzał nas po ogrodach, gdzie swobodnie przechadzały się pawie, mówiąc tylko po czesku, co wywoływało w całej grupie nieustanny śmiech (może jego aura nam się udzieliła).


Czego unikać w Pradze? Słowa szukać. Tak jak większość żartów, jakie Polacy robią sobie z języka czeskiego, to jedno słowo jest prawdziwe i oznacza pieprzyć kogoś. Nie jestem specjalistą od czeskiego, ale słowo wydaje się być dosyć wulgarne. 



Tym razem dziękuję za zdjęcia mojej mamie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz