Sylwester w Katalonii nie jest tak ekstremalny jak święta. Choć to zależy, bo wiele rzeczy może się zdarzyć. Ale zacznijmy od początku.
Na początku wszyscy zbierają sę na oficjalnej kolacji. Na stole królują owoce morze i wino. My jednak postanowiliśmy odstąpić trochę od tradycji i do obiadu mieliśmy kurczaka i piwo. W szampańskim nastroju ruszyliśmy na Plac Hiszpański (Plaza Espanya), gdzie spotkało się w tym roku 70 tys. osób. Jest to plac z ogromnym rondem, schodami i muzeum na samym szczycie. To właśnie tam zmierzają turyści, żeby obejrzeć spektakl Magicznych Fontann, czyli muzya i woda. I właśnie gdy dotarliśmy na plac, to muzyka już grała. Mnóstwo osób czekało tylko na północ. Brakowało już tylko 20 minut.
Po winogronach wszyscy składają sobie życzenia, my jako grupa Polaków, jeszcze otwieramy butelkę szampana i każdy kulturalnie po kieliszku. I do domu.
Nie ma żadnej imprezy, koncertu, chyba, że idziemy do klubu, A tam ceny są zawrotne. 60 euro za wstęp do tych większych i bardziej popularnych dyskotek, a w cenie mamy trzy drinki.
Nasza polska grupa znalazła bar, wypiliśmy po piwie i poszliśmy do domu, ale i tak wróciliśmy grubo po trzeciej, a to wszystko, bo wszystkie taksówki byly zajęte. No cóż, te 70 tysięcy ludzi chciało wrócić do domu.
Jeszcze na marginesie, obecnie w Hiszpanii jest piąty poziom zagrożenia atakiem terrorystycznym. Nastepnego dnia w mediach podają, że jak najbardziej były odpowiednie środki bezpieczeństwa podjęte. Że niby odpowiednia ilość policji, obserwacja z powietrza i z ziemii. Szczerze powiedziawszy, policjantów widziałam może dziesięciu, a żadnych dronów ani helikopterów nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz