poniedziałek, 21 grudnia 2015

newcastle upon tyne, anglia

Kto o zdrowych zmysłach jedzie do Newcastle? Na pewno ja, aczkolwiek mam wątpliwości co do swoich zdrowych zmysłów. Oczywiście, powód był też dosyć przyziemny, bo się zakochałam, a wybranek akurat tam mieszkał. Przed wyjazdem nic o tym terenie nie wiedziałam, oprócz tego,  że kręcą tam "Ekipę z Newcastle", której nie oglądam, ale wiem, że to idiotyczny program (wierzę opinii moich znajomych), więc gdy w końcu wylądowałam, to byłam mile zaskoczona. Jak Newcastle, to przecież musi być zamek! Tak jak muzeów unikam jak ognia, to w zamkach mogłabym spędzać dnie (noce pewnie nie, bo boję się duchów). Za drobną opłatą, możemy wejść na dach zamku i zwiedzić wszystko od środka. Nie jest to jednak jakieś ogromne zamczysko pełne legend i tajemnic. 


Najlepiej lecieć do Newcastle przez Manchester, a potem przesiąść się w przytulny pociąg aż na północ. Byłam tam w grudniu, ale pogoda nie była jakoś przerażająco zimna, nawet spokojnie w balerinkach pomykałam. Mimo, że miejscowi ubrani w zimowe buty i musiałam wyglądać dość dziwnie. Trafiłam akurat na czas przedświąteczny. Klimat świąt wszędzie, nawet ja się wkręciłam. W sklepie Harrods na wystawach lalki i motyw bajkowy zgromadziły rzeszę dzieci i jeszcze więcej dorosłych, pilnujących swych pociech, a przy okazji podziwiających wystawę. W sumie, nie wiadomo kto miał większą radochę. 


Zachęcam do wynajęcia auta i podjechania do kilku okolicznych zamków. Przyznam się, że pamięć mam zamroczoną i nie pamiętam nazw miejscowości, w których te zamki się znajdują, ale gdyby popytać miejscowych, to na pewno drogę Wam wskażą. Albo posprawdzać w przewodnikach. Osobiście ich nie znoszę, więc tym razem obejdę się bez nazwy, za to wrzucę parę zdjęć.




No i cmentarze! Za ruinami jednego dosłowni wpada się w las nagrobków o słusznych datach. Ale także w samym mieście jest ich bardzo dużo. I są bardzo klimatyczne. Szkoda, że na jednym z nagrobków znalazłam pustą puszkę po ... Lechu. No tak, polski sklep "Małgosia" niedaleko.


Co jeszcze można robić w Newcastle? Jest pełno miejsc do zwiedzenia i zajrzenia. Jest oczywiście chińska dzielnica, której kiczowatość mocno kontrastuje ze starymi murami miasta. Jest postać anioła, do której trzeba podjechać drogą szybkiego ruchu, która wita przyjeżdżających. I niejako "czuwa" nad miastem. Pięknie oświetlona nocą.  


Obowiązkowy jest oczywiście spacer nad rzeką, najlepiej wieczorem, gdy mosty są pięknie oświetlone. Można tam zjeść słynne fish and chips, "popisowe danie angielskie", które zdecydowanie wygrywa ze słynnym angielskim śniadaniem, ale i tak zostaje daleko w tyle na mojej kulinarnej liście przebojów. 



Za to wysoko plasują się ciasteczka wypełnione nadzienie sprzedawane specjalnie na święta, tak zwane mince pies. Nadzienie ma parę składników, niby banalnych (istnieje parę odmian, z mięsem, z owocami, itd., ja jadłam głównie te owocowe), ale dzięki kruchemu ciastku i przyprawom, miałam wrażenie, że zjadam święta. 

Dla fanów Harry'ego Pottera też się oczywiście coś znajdzie. Parę chwil w pociągu i znajdziemy się w Durham, miasteczku, gdzie między innymi kręcono film. Na pewno znacie to miejsce:



Sama katedra jest jak najbardziej warta zwiedzenia, ale jak dla mnie Durham jest przykładem anielskiego, klimatycznego angielskiego miasteczka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz