poniedziałek, 15 lutego 2016

kraków, polska

Luty to specjalny miesiąc dla mnie. Obchodzę swoje urodziny. Ale także blog, który właśnie czytacie, obchodzi swój roczek. Dziękuję wszystkim, którzy czytają i dopingują mnie w tym, co robię. Jesteście niesamowici i bez Was ten blog nie istniałby wcale. Już wiele razy chciałam rzucić pisanie tutaj, bo wydawało mi się, że nikt tego nie czyta. Ale prawie cztery tysiące wejść świadczy o czymś zupełnie innym, a dla mnie jest to liczba tak wysoka, że wiem, że póki będę miała o czym pisać, to na pewno będę. Jak pewnie zauważyliście, na blogu od pewnego czasu pojawiają się reklamy. Nie umieściłam ich, żeby zrobić Wam na złość i zaśmiecić bloga, ale dlatego, że dzięki wejściom na nie, zarabiam. Całkowity zysk, choć nie jest wysoki, postanowiłam całkowicie poświęcić na podróże. Gdy uzbiera się na tyle, żebym mogła gdzieś wyjechać, powstanie post specjalny i na pewno Was o tym poinformuję. Dziękuję Wam! 

Kraków jest cudowną jednodniówką z Katowic, przede wszystkim z powodu ceny biletów, które nie przekraczają 30 złotych w obie strony. Jednak jeśli ktoś mieszka dalej, to trzeba się troszkę wykosztować na nocleg w tym niesamowicie turystycznym i drogim mieście. Aczkolwiek, jak ktoś dobrze poszuka to nocleg znajdzie tani, choć może dalej centrum. Osobiście do Krakowa mam mieszane uczucia, nie potrafię się nim zachwycić tak jak większość ludzi, przede wszystkim studentów. Ale nie pałam do niego taką nienawiścią jak do Nowego Jorku. Traktuję to jednak jako stały punkt wycieczek wszystkich obcokrajowców, którzy odwiedzają mnie. I trochę z tej perspektywy opowiem o tym mieście, nie jako turystka, ale jako przewodnik. Przewodnik nielicencjonowany, nieznający dat i wszystkich zakamarków Krakowa. Jednodniowy przewodnik.


Jak Kraków, to oczywiście smok wawelski, zionący ogniem oraz opowiedzenie legendy z nim związanej, która fascynuje turystów chyba tak bardzo jak legenda o Wandzie, co Niemca nie chciała. Obie legendy uwielbiam opowiadać moim gościom, a potem prowadzę ich nad Wisłę i Wawel. I czekam tylko na ich reakcję na smoka. Zawsze na początku słyszę: "Taki mały?", a potem smok zionie ognie, a oczy turystów rozszerzają się z zaskoczenia. Pluszowy bądź metalowy smok to najlepsza pamiątka z Krakowa. O Krakowie można pisać godzinami, niejedną książkę napisać, a i tydzień to byłoby za mało, żeby zwiedzić. W jeden dzień zawsze zwiedzamy to, co oczywiste. A więc spacer nad Wisłą. Spacerem można dojść do Fabryki Schindlera. Mniej oczywisty punkt, a żeby go zwiedzić, trzeba zapłacić za bilet wstępu. Samego budynku fabryki z ulicy nie zobaczymy.



Kolejnym spacerkiem zawsze prowadzę do innej dzielnicy Krakowa - Kazimierz. To zdecydowanie moja ulubiona dzielnica, pożydowska, która jest zarówno świadectwem jak i przestrogą. Zamiast chodzić po najbardziej turystycznych punktach, lepiej wybrać się tu na spacer, pojeść w żydowskiej knajpce lub napić się prawdziwej herbaty w herbaciarni. Chętnie podałabym na nią namiar, ale nie mam. Za każdym razem, gdy jej szukam specjalnie, to jej nie znajduję. A gdy idę na ślepo, to zawsze stoi tam, gdzie stała, niezmienna od lat. Bardzo klimatyczne miejsce, do którego powoli wkrada się technika, bo jest już wi-fi. Darmowe. Ciągle jednak, nie tylko herbaciarnia, jest to autentyczne miejsce na mapie Krakowa, ze zdecydowanie mniejszą ilością turystów. Jeśli ktoś ma więcej czasu, to znajduje się tam również muzeum poświęcone tematyce żydowskiej. 





Może wypad na Nową Hutę? Od kolegi, który mieszkał tam długie lata dowiedziałam się, że jedyne co można tam dostać to kosę w żebra, ale wydaje mi się, że to tylko stereotyp. To miejsce mocno kojarzące się z PRL-em, robi duże wrażenie na zagranicznych turystach. Rzadko jednak z nimi tam chodzę, bo na jednodniówce nie ma czasu. Za to jest czas na na prawdę wolny spacer między stoiskami w Sukiennicach. A już nie daj Boże, są święta i targ świąteczny, bo całą wycieczkę można spędzić tam, bez wychodzenia nawet na Wawel. Efektem są zawsze bursztynowa biżuteria, drewniane cuda i korale... i wydane pieniądze, które miały być przeznaczone na wejście do muzeum. Trudno. W południe trzeba jednak takiego turystę zmusić do wyjścia z Sukiennic, by wysłuchał słynnego na całą Polskę hejnału. Przychodzi to ciężko i niechętnie, więc ja zawsze próbuję zachęcić, opowiadając legendę oraz obiecując grzane wino po. Zdaję sobie sprawę, że to nie przez legendę goście wysłuchują hejnału. 

 Ta głowa to jedno z moich ulubionych miejsc w Krakowie. O rzeczach, które młodzież wyprawia wewnątrz tej głowy... powstają legendy, z których Kraków tak bardzo słynie. Prawdopodobnie to tylko miejskie legendy, ale wchodząc do środka, by pozować do kultowego kadru, na wszelki wypadek niczego nie dotykajcie. 


Swoich gości zawsze ciągnę na piechotę i bynajmniej nie jest to przejaw sknerstwa. Podczas spaceru tyle nowych rzeczy możemy odkryć. Parę lat temu znajoma ze Szkocji robiła zdjęcia każdemu gołębiowi, a chłopak z Brazylii fotografował płatki śniegu na cmentarzu żydowskim (dzięki za zdjęcia). Niektórzy jednak nie lubią takiego sposobu na zwiedzanie i potrzebna im podwózka, a tą w Krakowie znajdziemy na każdym rogu. 


Z Krakowa możemy wybrać się na jedną z wielu zorganizowanych wycieczek. Dwa najważniejsze miejsca to kopalnia soli w Wieliczce, której komnaty robią niesamowite wrażenie, oraz muzeum obozu koncentracyjnego Auschwitz w Oświęcimiu. 


Wieliczka


wejście do muzeum w Oświęcimiu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz