poniedziałek, 27 czerwca 2016

świebodzin, polska

Domyślam się co teraz myślicie, przecież Świebodzin to żaden wielki świat! Chyba powinnam zmienić nazwę bloga na "mała m. wszędzie i nigdzie" albo "mała m. powsinoga", bo wielki świat nie odnosi się do małych miasteczek, które tak bardzo lubię zwiedzać. Ale coś w nich jest wielkiego - swojskość i nastawienie na turystów. Dlatego nazwy nie zmienię. Odkąd sprawa z kompleksem Jezusa wyszła, moim marzeniem było pojechać do Świebodzina i zobaczyć najwyższy pomnik Chrystusa. Przedtem jednak zdążyłam pojechać do Rio i zobaczyć oryginał, który jak już wspomniałam, był dla mnie mały i niezbyt zauważalny w panoramie miasta. Dlatego na tego w Polsce starałam się nie nastawiać. Po cichu jednak liczyłam, że będzie widoczny już z pociągu i będzie wyznaczał mi drogę. Nic z tego. Gdy wyszłam na stacji w Świebodzinie, w ruch poszło GPS. Pomnik nie jest daleko, bo to niecałe dwa kilometry, ale widoczny jest dopiero po półtora kilometra.



Pomnik, niewątpliwie, jest majestatyczny. Twarz Chrystusa jest szczegółowa i dużo lepsza od tego Chrystusa w Rio de Janeiro. Piękna droga krzyżowa wokół pomnika. 


Ale parę szczegółów sprawia, że coś jakby nie pasowało. Po pierwsze korona. Obrzydliwie złota, kojarzy się bardziej z odpustem, niż z jakimkolwiek królem. Brakuje jej jedynie czerwonych rubinów. Po drugie... tył. Gdy już obejdziemy pomnik dookoła i spojrzymy na niego z tyłu, wydaje się, że Jezus to zwykły byczek z siłowni, bo ma ogromne barki. Po trzecie, nie jestem do końca przekonana, że to pomnik Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, czy Aragorna, syna Arathorna. 



Problemem, z jakim, moim zdaniem, zmaga się pomnik to zła sława, trudny dojazd i okropny marketing. Wszyscy moi znajomi pukali się w czoło, gdy mówiłam, że jadę (i tylko jedna stwierdziła, że też by chciała). Można dojechać autem i to żaden problem. Ale autem nie jeżdżę i musiałam się nieźle nagłowić, żeby moje zwiedzanie miało sens. Najlepiej dojechać pociągiem do Poznania, a potem kolejnym pociągiem (i to nie byle jakim, bo przyspieszonym na Berlin) dwie stacje. Za takie pociągi zapłacimy dużo. Innym sposobem jest jechać do Zielonej Góry, a potem do mniejszego Rzepina i pociągiem regionalnym, który zatrzymuje się na każdej stacji. Rozwiązanie ekonomiczne, ale długie i nużące. Wypróbowałam oba. Problemem jest również to, że Świebodzin nie umie swojego pomnika sprzedać. Na dworcu nie ma znaków, którędy mamy się kierować. Baza noclegowa jest słaba, a gastronomiczna jeszcze gorsza. Przy samym Jezusie... żywego ducha nie ma. Dom Pielgrzyma zamknięty na cztery spusty, a pamiątki (dużo powiedziane o pocztówkach) możemy kupić... w Tesco, które znajduje się naprzeciwko. Moja wycieczka odbyła się na początku kwietnia, a to już poniekąd początek sezonu. Plusem jest natomiast, że nie ma kolejek, ani ludzi w ogóle. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz