poniedziałek, 28 listopada 2016

powoli, ale do przodu, hiszpania

Czas wielkich podróży się skończył. Niestety. Za to czas wielkich przygód jeszcze nie. Pięć dni po powrocie z Malty i Aten z bardzo dużym plecakiem wsiadłam w kolejny samolot, tym razem z biletem tylko w jedną stronę. Moim celem była Walencja, gdzie postanowiłam się przeprowadzić. Z Katowic nie ma połączeń bezpośrednich, więc musiałam lecieć przez Barcelonę. Potem autobusem za 8 euro do Walencji. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tą drogę pokonam jeszcze parę razy. 4 godziny i byłam na miejscu.

Mieszkanie miałam mieć dla siebie i było załatwione przez znajomych wcześniej, ale niestety pięć dni przed przyjazdem mieszkanie zostało odwołane i musiałam szukać czegoś innego. Z pomocą przyszła strona spotahome.com przez którą bez dzwonienia, a tylko z kartą w ręku można wynająć pokój na dłuższy okres czasu. Znalazłam pokój całkiem blisko centrum, który nawet się dużo nie różnił od zdjęć na stronie. Mieszkała ze mną jeszcze Australijka i Francuzka, których i tak raczej nigdy nie było.

Zaraz po przyjeździe założyłam konto w aplikacji infojobs, bo podróżowanie z cv w ręku od miejsca do miejsca odeszło do lamusa i po wysłaniu kilku cv w Walencji, stwierdziłam, że nie warto się ograniczać i wysłałam również parę w Barcelonie. No cóż. Barcelona była zawsze miejscem,  w którym chciałam mieszkać, ale zamiast od razu jechać do Barcelony, muszę przyznać szczerze, że obleciał mnie strach i wybrałam Walencję, gdzie miało być łatwiej ze względu na znajomości. Znajomości nie wykorzystałam, bo dostałam zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną w Barcelonie. I zaczęło się moje podróżowanie w jedną i drugą stronę. Przejechałam tę trasę tyle razy, że kierowcy autobusów zaczęli mnie rozpoznawać. 

Pracę dostałam (o tym będzie w przyszłym tygodniu) i po raz ostatni pojechałam po moje rzeczy. Odwiedziłam przy tym mała miejscowość, Moixent. Piękne widoki i pełno tras, żeby pochodzić po górach. Nawet rodzinę kozic górskich spotkałam. I stąd zdjęcia. 



Za tydzień więcej o moich przygodach z pracą w Barcelonie, bo na dostaniu pracy się nie skończyło. Dużo rzeczy się zdarzyło i niestety nie wszystkie były dobre. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz